Uwielbiam dynię, między innymi dzięki niej
tak uwielbiam jesień. Wczoraj wybrałam się do mojego ogródka na ostatnie
zbiory. I powiem Wam, że chyba czeka mnie iście dyniowe menu przez najbliższy
miesiąc. Chętnie się podzielę ;)
Na pierwszy ogień idzie of kors zupa. Zakochałam
się w niej już dwa lata temu. Zrobiłam ją przypadkowo, dla eksperymentu z
czystej ciekawości. Tutaj także intuicja nie zawiodła. Nie byłam zwolenniczką
zup-kremów, ale po tej zupie wszystko się zmieniło, mój światopogląd legł w
gruzach ;) Jest gładka, sycąca i co się później okazało na domiar wszystkiego,
zdrowa! Zawiera więcej karotenu niż marchew, więc nasza skóra kocha dynię, bo
dzięki niej nabiera ciepłej barwy. Co ciekawe, im bardziej pomarańczowy jest
miąższ dyni, tym więcej zawiera ona karotenu. (w nawiasie wspomnę o jej
niskokaloryczności, bo 100g tego „złotego kruszcu” zawiera do 28kcal) Jest
bogata w białko, witaminę A, witaminy z grupy B czyli B1, B2, PP i C, zawiera
dużo wapnia, żelaza, magnezu i fosforu. Nic tylko wcinać! ;)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz